Nagły strach
ogarnia mnie całego, paraliżuje, jeży włosy na karku. Ciarki przebiegają mi po
plecach. Przerażony padam twarzą prosto w błoto. Alien powoli pochyla się nade
mną wołając coś do swojego towarzysza. Obcy powinni być zieloni, a ci są niebiescy,
ale to nic nie zmienia. Coś mówi, niestety nie rozumiem, o co chodzi.
Łapią mnie pod
pachy i ciągną. Szarpaniem próbuję stawiać opór. Dla nich to jednak żaden
problem. Wrzucają mnie do pojazdu. W końcu zaczyna do mnie docierać, co mówi
jeden z nich:
- Ludzie to nie mają umiaru. Nachlają się w święta, potem trzeba ich
zwozić do izby wytrzeźwień
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz