Spadł śnieg.
Zimo ogarnęło mnie całego. Nic nie jadłem od… nie wiem od kiedy. Zgubiłem się,
nie mam pojęcia jak trafić do domu. Pewnie mama wypatruje mnie przez okno. Nie
wiem nawet, które to okno. Błądzenie jest bardzo wyczerpujące. Pić, strasznie
chce mi się pić. Szukam schronienia w załomie muru, który chociaż trochę
osłania od wiatru. Powoli zasypiam. Pewnie już się nie obudzę.
Słyszę jakąś
rozmowę. Poproszę o pomoc. Nieśmiało podchodzę i delikatnie, z nadzieją, trącam
nosem czyjeś spodnie.
-
Patrz jaki maluch – słyszę ciepły głos. – Kitulek chyba nie ma jeszcze dwóch
miesięcy. Jak nie znajdzie się właściciel to go weźmiemy?
Koniec
P.S. Wiem, że
ten drabelek jest mało fantastyczny i ogólnie taki sobie, ale został na mnie
wymuszony. Mój czarny jak smoła kot, który ma już pięć lat, wskoczył mi na
kolana, przymrużył swoje przenikliwe oczy i zamruczał:
- Kiedy napiszesz coś o mnie? Chyba
już czas? Może o tym jak was znalazłem?
No to co miałem zrobić? Dodam tylko,
że gdy nasze drogi się zeszły, to były właściwie ostatnie godziny na pomoc dla
niego, ale teraz jest wielkim puszystym kocurem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz