Robert
zadowolony wbiegał po schodach rodzinnego domu. Kolejny dzień jego pierwszej w
życiu pracy zawodowej upłynął tak szybko, że nie miał czasu zjeść śniadania.
Szef na koniec dnia pochwalił go i zapowiedział podwyżkę, pod warunkiem
utrzymania tempa i sumienności. Do domu pędził jak na skrzydłach. Chciał
opowiedzieć rodzicom swoje pierwsze wrażenia. Wpadł z rozpędem w drzwi
wejściowe i od progu zawołał:
-
Cześć mamo! Praca super! Jest obiad?
-
Dobrze, że już przyszedłeś.- Głos matki jakby się załamywał.
-
Co jest grane?
-
Przyszedł list do ciebie. – Podała kopertę z dużą czerwoną pieczątką, która nie
wróżyła nic dobrego.
Szybko
wyjął i przeczytał drobno zadrukowane pismo. Cały dobry humor diabli wzięli.
-
Wezwanie do wojska. – Stwierdził i spojrzał w załzawione oczy matki. – Jutro o
10 rano mam się stawić w punkcie rekrutacji.
-
Gdzie?
-
Na lotnisku. Tam będą testy i skierują mnie dalej.
-
Podobno na granicy są jakieś zamieszki, terroryści zapowiedzieli koniec
zawieszenia broni i nowe ataki - mamie głos załamywał się coraz bardziej.
-
Mamo… nie płacz, przecież nie wszyscy jadą na granicę czy do walki z
terrorystami, a wojsko jak to wojsko, trzeba przejść i już.
Nic
nie odpowiedziała tylko przytuliła go mocno. Ojciec stanął w drzwiach i
popatrzył na Roberta smutnymi oczami.
***
Javer
już dawno nie był tak pewny, że ojciec będzie z niego zadowolony. Wchodził
powoli do domu upajając się tą chwila. W salonie stanął przed ojcem i
powiedział:
-
Tato przyjęli mnie do armii. Przeszedłem testy jako najlepszy i zostałem
skierowany do Gwardii Prezydenckiej.
Ojciec
wstał spojrzał mu w oczy i powiedział:
-Jestem
z Ciebie dumny. Na pewno przyniesiesz chlubę naszej rodzinie i narodowi.
Matka
weszła do salonu i uśmiechnięta spytała:
-Kiedy
wyjeżdżasz?
-Jutro.
Zbieramy się o godzinie 17 na placu przed Mostem Zwycięstwa. Tam będzie
oficjalne powitanie nowych bojowników.
-Ooo!
To będzie duża uroczystość. Pójdziemy Cię pożegnać.
Uroczystość
faktycznie była duża, a nawet wielka. Parada wojskowa z orkiestrą, przemówienie
prezydenta, imienne przedstawienie 50 najlepszych rekrutów z przydziałem do
poszczególnych oddziałów. O zmierzchu przeleciało nad nimi kilka samolotów i
rozbłysły fajerwerki.
Prezydent
podczas przemówienia określił powód mobilizacji:
-W
zeszłym roku siły Hyvaronu zajęły naszą ziemię, odcięli nas od morza,
zablokowali dojście do portów, i blokują nasz handel. Bez ich pozwolenia nie
możemy sprowadzać z zagranicy lekarstw, żywności, niczego, co jest nam
potrzebne. Skazują nas na biedę i głód. Za każdy transport każą sobie płacić
olbrzymie kwoty. Budują tamę na rzece doprowadzającej wodę do naszego zagłębia
przemysłowego, które z powodu nałożonych na nas sankcji jest na skraju
upadłości. Chcą skierować rzekę w nowe koryto, przez co nasza największa
elektrownia niedługo straci możliwości produkcyjne. Odcinają nas od świata. A
wszystko to przez co? Przez złudne ideały, przeświadczenie, że mają monopol na
słuszność. Chcą zniszczyć naszą kulturę. Mają nas za brudnych, zawszonych
biedaków, którzy nie potrafią sobie poradzić w życiu. Nie chcemy ich giełd,
akcji, obligacji, banków, narkotyków, zgnilizny moralnej, zakłamanych
przywódców. Chcemy żyć w naszej tradycji. Wychowywać dzieci w poszanowaniu
naszej kultury. Chcemy szacunku od świata, nie fałszywej litości, podszytej
korporacyjnymi interesami. Jesteśmy godni szacunku i partnerskiego traktowania.
Nie pozwolimy by sprowadzono nas do roli siły roboczej, której wartość jest mierzona
jedynie tym ile godzin może pracować lub, co może kupić. Czas by uświadomili
sobie, że człowiek to nie tylko maszyna do produkcji i kupowania tego, na czym
oni chcą zarabiać. Przygotujemy dla nich gorzką niespodziankę! Nasi dzielni
bojownicy przygotują grunt do uderzenia! Rzucimy ich na kolana i zmusimy do
błagania o litość! To my będziemy dyktować warunki! A chcemy tylko jednego:
żeby nam pozwolili żyć w poszanowaniu tradycji naszych ojców!
Cały
tłum poniesiony gorącym sercem prezydenta długo skandował jego imię.
Na
koniec uroczystości, rekruci z zapalonymi pochodniami, przeszli przez most do
podstawionych po drugiej stronie samochodów wojskowych.
***
Wojsko
jak wojsko, trzeba przejść i już. Ale zanim „już” nastąpi, to można pożałować,
że nie jest się dziewczyną. Nie chodzi nawet o ciężkie ćwiczenia czy zaprawy.
Najgorsze było podejście „starego wojska” do „młodzieży”. Pranie i prasowanie
mundurów „starego wojska”, pastowanie ich butów, przynoszenie im jedzenia ze
stołówki czy alkoholu w nocy, to normalka – standard. Nie było problemem czy to
zrobić, ale czyja jest kolej. To jeszcze można w miarę spokojnie znieść.
Najgorsze jednak były tzw. „ćwiczenia z konspektem”, np. pogrzeb komara w
wykopanym przez pluton „kotów” grobie, do którego spokojnie wjechałyby w pełni
uzbrojone transportery. Oddział Roberta pobił rekord - 23 minuty. Na pytanie
oficera „Co to za wykopy sobie urządzamy?” „stare wojsko” w osobie kaprala
Parkera odpowiedziało:
-
Melduję, że ćwiczymy kopanie umocnień dla najnowszego modelu działa plazmowego
panie kapitanie!
-
A czy coś takiego jest w programie?
-
Melduję, że wczoraj dowiedzieliśmy się o dostawie tych dział i napisałem
konspekt na dodatkowe ćwiczenia! – Wyciągnął rękę z zabazgranym zeszytem.
-
Dobra. Prowadźcie dalej ćwiczenia. Wymiary są odpowiednie?
-
Tak jest panie kapitanie! Są odpowiednie!
-
Ten sprzęt, co prawda okopuje się sam, ale nigdy nie wiadomo, jakie
umiejętności będą przydatne „młodemu wojsku” - Kapitan „puścił oko” do kaprala.
Inne
ćwiczenia wymyślone dla młodych to nocne alarmy przeciwpożarowe – trzeba
wszystko wynieść z izby żołnierskiej i ustawić na placu tak jak w pokoju.
Łącznie z naściennymi wywieszkami
i oświetleniem.
Wyścigi
żab - skoki po jednym stopniu z piwnicy na czwarte piętro i z powrotem w pełnym
uzbrojeniu, mundurze zimowym i masce przeciwgazowej.
Szafy
grające – dwaj młodzi śpiewają jak najgłośniej, klęcząc z głowami w blaszanej
szafce ubraniowej, w którą co chwilę jakiś stary żołnierz rzuca butem żeby
zmienić melodię.
Tego
typu zabawy ciągnęły się w nieskończoność. Wyobraźnia „starego wojska” była
ogromna.
Roberta
spotkało to szczęście, że wszyscy po studiach kwalifikowali się do kadry
podoficerskiej. Po dwu miesiącach, chudszy prawie o połowę, ale za to
wyćwiczony
w
różnorakich umiejętnościach wojskowych, został przeniesiony do innej kompanii w
celu tzw. wyszkolenia na podoficera, a następnie jako wzorowego rekruta,
skierowano go na przyspieszony kurs oficerski. Wszystko to trwało ponad
dziesięć miesięcy. Do zajęć terenowych doszły wykłady z taktyki i metod
dowodzenia pododdziałem. „Stare wojsko” już się na nich nie wyżywało, za to
wieści z granicy były coraz gorsze: Dobar rozpoczął mobilizację wojsk. Coraz
częściej udaremniano nielegalne przekroczenia granicy. Ale wiele grup
przedzierało się w głąb kraju.
Wszystko
zaczęło się od rozpoczęcia budowy tamy na rzece Basłada. Rzeka jest olbrzymia.
Płynie przez niewielką część kraju, następnie przez olbrzymi kanion
przecinający góry graniczne wpływa do Dobaru i tam po przepłynięciu znacznych
obszarów, wpada do morza. Kiedyś rzeka w całości płynęła po stronie Havaronu,
ale po powodzi tysiąclecia znalazła przejście przez góry do sąsiadów.
Spowodowało to odcięcie od wody żyznych ziem Havaronu, które były głównym
dostawcą żywności. A to z kolei było przyczyną zmniejszających się z roku na
rok zbiorów. Ktoś zaproponował zbudowanie tamy i skierowanie rzeki do dawnego koryta.
Pomysł podchwycono, zebrano fundusze i zaczęto budowę. Politycy mieli
dopracować umowy z Dobarem, który miał stać się uczestnikiemi projektu.
Oczywiście część wody dalej miała płynąć do sąsiadów. Rzeka była na tyle duża,
że starczyłoby dla wszystkich. Ale Dobar nie chciał przejąć na siebie żadnych
kosztów. Przywódcy państwa twierdzili, że opatrzność dała im wodę z rzeki i
należy im się i już. Zagrozili działaniami wojennymi w przypadku rozpoczęcia
budowy. Oba państwa nigdy nie pałały do siebie przyjaźnią i często w historii
jedno było podbijane przez drugie. Teraz zapanowała miedzy nimi niemal
kliniczna nienawiść.
Trzy
miesiące po ogłoszeniu konkursu na projekt, miał miejsce pierwszy zamach
terrorystyczny zorganizowany przez Dobar. Wysadzili siedzibę największej firmy
projektowej. Zagrozili, że jeżeli rząd nie powstrzyma się od budowy, to zamachy
sparaliżują całe państwo. Po roku nasilających się zamachów wojsko Havaronu
błyskotliwą akcją desantową zajęło niewielki pas wybrzeża należący do Sąsiadów.
Miało to spowodować odcięcie ich od dostaw broni. Pomogło na, tyle że Dobar
wstrzymał akcje terrorystyczne oraz rozpoczął negocjacje. Nic z nich jednak nie
wynikło. Rozejm się skończył i Dobar ogłosił wojnę religijną, uznając budowę
tamy za sprzeciwianie się woli bożej, która skierowała rzekę do Dobaru.
Terroryści coraz bardziej dawali się we znaki. Początkowo wzorem niektórych XX
wiecznych ugrupowań terrorystycznych podkładali bomby, dzwonili na policję z
informacją, co i o której wybuchnie. Można było ewakuować ludzi i czasem
udawało się znaleźć i rozbroić bombę przed wybuchem. Teraz robili to tak żeby
było jak najwięcej ofiar. Strzelaniny oddziałów antyterrorystycznych z
bandytami były coraz częstsze i bardziej krwawe. Wzrastał chaos w kraju. Ludzie
bali się jeździć pociągami, autobusami, nawet tramwajami. Linie lotnicze
bankrutowały. Sklepy wielkopowierzchniowe świeciły pustkami. Imprezy sportowe
czy kulturalne a nawet nabożeństwa – wszystko, co powodowało gromadzenie się
większej ilości ludzi zostało odwołane. Dobar wykorzystując fanatyków
religijnych i przekupnych urzędników powodował całkowity paraliż państwa. Firmy
ochroniarskie musiały w sądzie spierać się, kto ma zająć się pilnowaniem
poszczególnych urzędów państwowych. Przetargi na dostawy do wojska były 10 razy
odwoływane z powodu „błędów” formalnych czy proceduralnych. Gdyby nie zaradność
poszczególnych dowódców, paliwa do transporterów nie było by jeszcze przez rok.
Kraj popadał w ruinę.
W
sytuacji ogólnego chaosu ogarniającego kraj, armia szykowała się do działań
wojennych. Robert zakończył szkolenie i został dowódcą baterii dział
plazmowych, awansował na stopień podporucznika. Po promocji, w dniu, kiedy miał
jechać po raz pierwszy do domu, przyszedł rozkaz wymarszu na granicę. Napisał
króciutki list do rodziców i długi do dziewczyny. Rodzice szykowali małe
przyjęcie dla niego i jego przyjaciół , ale niestety, to musi poczekać.
***
Javierowi
dni na szkoleniach wstępnych szybko płynęły.
Oczywiście była musztra, ale raczej na wesoło, ćwiczenia fizyczne i tu nie było
litości. Wszyscy musieli dać z siebie maksimum możliwości. Słabi mieli
dodatkowe zajęcia wzmacniające tężyznę. Codzienne strzelanie to był właściwie
zabawa, w końcu każdy miał w domu jakiś rodzaj broni. Umiejętności strzeleckie
to jedno z podstawowych umiejętności przekazanych przez rodziców. Javier bardzo
polubił zajęcia z dywersji. Dotychczas nie zdawał sobie sprawy z ilości i
rodzajów materiałów wybuchowych. Sposoby robienia prostych ładunków wybuchowych
i wzmacniania siły rażenia przez najprostsze dodatki takie jak zwykłe gwoździe
czy niewinne kulki od łożysk, przyciągały uwagę wszystkich. Tutaj skuteczność
żołnierza nie zależała od siły fizycznej czy umiejętności strzeleckich, prawie
każdy potrafił znaleźć jakiś nowy sposób wysadzenia czegoś, co mogło wyrządzić
duże straty. Starsi koledzy chętnie dzielili się swoim doświadczeniem. Każdy z nowych
miał opiekuna z pośród doświadczonych bojowników. Razem tworzyli zespół, który
składał się z doświadczenia
i powiewu świeżości – jak mawiał dowódca. Wszyscy na równi uczestniczyli w zajęciach, sportowych czy militarnych.
i powiewu świeżości – jak mawiał dowódca. Wszyscy na równi uczestniczyli w zajęciach, sportowych czy militarnych.
Co
kilka dnia przyjeżdżali partyzanci, z akcji przeprowadzonych na terenie
Hywaronu. Relacjonowali i analizowali każdą akcję. Większość była zakończona
sukcesem. Ale najważniejsze próby- wyeliminowania głównych postaci
politycznych, zakończone były fiaskiem, co w zestawieniu z prostotą
przeprowadzania innych zamachów świadczyło, że dbano tylko o bezpieczeństwo
przywódców.
Przełożeni
docenili zaangażowanie i uzdolnienia Javiera – przydzielili go do elitarnych
oddziałów zabezpieczenia i dalekiego zwiadu. Po kolejnym okresie długich szkoleń
został skierowany na granicę. Oficjalnie miały to być manewry, ale w tajemnicy
dowiedział się, że jest to początek działań wojennych. Jego oddział miał
zabezpieczać sztab operacji.
Na
miejscu okazało się, że mieli uderzyć na Hywaron. Przyczyną ataku była tama,
którą budowali w celu skierowania koryta rzeki w dawne koryto. Besłada płynie
przez najbardziej uprzemysłowioną część Dobaru i jest głównym dostawca wody dla
przemysłu, Problem z rzeką polega na tym, że jeszcze przed kilkudziesięciu
laty, w ogóle nie płynęła przez ten kraj. Wtedy to nastąpiła początkowo katastrofalna
a w efekcie zbawienna powódź. Rzeka znalazła nowe koryto przez Dobar, co dało
możliwość przemysłowego rozwoju terenu, który do tej pory był wysuszonym
stepem. Teraz Hywar wpadł na pomysł przegrodzenia kanionu tamą i skierowania
rzeki w dawne koryto, tłumacząc
to klęską urodzaju. Oczywiście politycy Hywaronu cały czas utrzymywali, że wody
w rzece jest tyle, że starczy dla jednych i drugich. Ale Dobar uważał, że jest
to pretekst do uzależnienia kraju od Hywaronu. Przemysł Dobaru rozwijał się
dynamicznie. Kiedyś był to pustynnym kraj całkowicie uzależniony od bogatego
sąsiada. Powódź, dzięki której zyskał olbrzymią rzekę, pozwoliła na rozwój
kraju. Stał się prawie niezależnym państwem. Zwłaszcza rozwój przemysłu w ostatnich
latach spowodował, że nie tylko był samowystarczalny, ale też zdobywał coraz
większą cześć rynku zagranicznego. I to właśnie był powód budowy tamy. Chcieli
zablokować możliwość handlu z zagranicą i sami przejąć intratne rynki. Główny
inwestor budowy tamy to ponadnarodowa korporacja handlowa „Synergia”.
Oczywiście nie bezpośrednio, ale po przez całą sieć firm córek. „Synergia”
kontrolowała znaczną część światowego rynku paliw, metali oraz produktów
przemysłu ciężkiego. Czyli tego, w czym Dobar też się specjalizował. Wniosek
był prosty: chcą usunąć konkurencję z rynku.
***
Po
przyjeździe na miejsce Robert został zapoznany z sytuacją, a ta przestawiała
się bardzo ciekawie, choć nie wesoło: sąsiedzi zgrupowali znaczną ilość wojsk
gotowych w każdej chwili do
uderzenia.
Odprawę
prowadził pułkownik Clark:
-
Wywiad doniósł, że naprzeciwko naszego odcinka granicy znajdują się dwie
dywizje. Analitycy twierdzą, że to działania pozoracyjne. Prowadzą coroczne
manewry, ale nie jak zwykle w głębi kraju, lecz niemal nad samą granicą.
Prawdopodobnie chcą odwrócić naszą uwagę od działań właściwych. Co planują
jeszcze nie wiemy. Nie chcemy ich prowokować zbyt nerwowym działaniem, dlatego
nasze oddziały przybywają stopniowo i bez hałasu. Mimo analizy otrzymanej z
wywiadu, chcę być gotowy na najgorsze. Do zabezpieczenia mamy dość krótki
przesmyk między skałami i bagnistym lasem. Jest to jedyne miejsce na
przestrzeni 100
kilometrów nadające się do przekroczenia granicy przez
wojsko. Wzmocnienie, które dzisiaj przyjechało otrzymuje kryptonim: „Zielony 3” . Zajmiecie stanowiska po
lewej stronie. Są tam skały, które osłonią was od ognia bezpośredniego. Jeżeli
uderzą to będziecie mieli dość dobry ostrzał przedpola po naszej stronie rzeki.
Wasza strona jest osłaniana przez baterią stojącą w lesie. Środek przez działa
samobieżne. Chwilowo nie są to siły zdolne do odparcia zdecydowanego ataku, ale
jutro sytuacja ma się zmienić. W nocy przybędzie wsparcie piechoty, a rano ma
dotrzeć dywizja pancerna.
Jeżeli
nastąpi uderzenie to tylko w tym kierunku. – przejechał palcem po mapie – z
lewej osłaniają nas skały, z prawej gęsty las i bagno. Pozostaje środek. Który
został zaminowany jeszcze w zeszłym roku. Pułk piechoty, który przybędzie w
nocy, rozdysponujemy proporcjonalnie po każdej stronie. Będą nosić kryptonim
„Biały”.
***
Javier
został wyznaczony do bezpośredniej ochrony generała Ramireza, który był głównym
dowódcą akcji. Punkt dowodzenia umiejscowiono w odległości 1,5 km od granicy. Podgląd
na sytuację mieli dzięki zamaskowanym mikrokamerom. Całą ścianę wozu dowodzenia
pokrywały monitory przekazujące obraz z pola przyszłej walki. Ponadto kilku
obserwatorów ukrytych na skraju lasu na bieżąco miało meldować o sytuacji.
Noc
poprzedzająca atak była wyjątkowo jasna. Żadna chmura nawet na chwilę nie
zasłoniła wielkiego jak sylwestrowy balon księżyca, który oświetlał leniwie
snującą się rzeczkę, przedzielającą wielką łąkę na dwie niemal równe części. Z
lewej strony łąki czerniła się wielokilometrowa masa bagnistego lasu. Skały
sterczące z prawej strony stanowiły przyczółek najwyższych gór na kontynencie.
Miejsce ataku zostało wybrane ze względu na dogodną odległość do budowanej
tamy. Szybki atak ma stworzyć możliwość dotarcia do budowy. Zniszczenie tamy,
wycofanie wojsk i negocjacje wstrzymujące budowę. Javier dowiedział się na
odprawie, że równolegle ma rozpocząć się akcja wyparcia Hywaronu z pasa
nadmorskiego. Będzie to dosyć brutalny pokaz siły. Dobar pokaże, że nie da się
zepchnąć do roli pokornego klienta.
CIĄG DALSZY :Akcja promocyjna cz.2
Fajne opowiadanie, ale można by je jeszcze trochę dopracować :)
OdpowiedzUsuńciekawy pomysł na przedstawienie swoich przemyśleń na temat,,naszych
OdpowiedzUsuńczasów,,.Myślę,że nie wykorzystany do końca,chyba,że to wstęp tylko
do dzieł bardziej dojrzałych,czego oczywiście autorowi życzę.
git
OdpowiedzUsuń